Ostatnio
rozczytuję się w refleksjach autora, piszącego pod dosyć intrygującym
pseudonimem „Meszuge”. „Meszuge w języku jidysz oznacza wariata. Najczęściej
określenie to ma charakter pejoratywny, jednak czasem meszuge, to może być
także ekscentryczny dziwak, oryginał, człowiek, który widzi to, co dla innych
pozostaje niewidzialne…
Kim
jest ów „Meszuge”? „Meszuge”, to pseudonim artystyczny polskiego pisarza,
eseisty i blogera, człowieka, który miał dosyć „ślizgania się po powierzchni
życia” i wyruszył na poszukiwanie rzeczywistości w czystej jej postaci. W
swojej znakomitej pod względem prostoty i trafności myśli książce: „Przebudzenie.
– Droga do świadomego życia.”, Meszuge dotyka podstawowych problemów, z którymi
chyba wszyscy borykamy się na co dzień, a nad którymi tak mało się
zastanawiamy. Powtarzamy wyuczone schematy, dla wygody ulegamy „samookłamywaniu
się”, żyjemy iluzjami i przekonaniami, które nie mają nic wspólnego z
rzeczywistością. Idziemy na kompromis z wygodą, kłamstwem, egoistycznymi
zachciankami…
W
swojej twórczości, Meszuge demaskuje te skłonności, poszukując czystej
rzeczywistości, gdyż dopiero ta pokazuje nam, kim naprawdę jesteśmy. Meszuge porusza
problematykę uzależnień, szeroko pojmowanego rozwoju osobistego, Programu
Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików, świadomego życia, miłości oraz
duchowości. Otwiera nam oczy na wydawałoby się banale ale jakże ważne sprawy
dla naszego rozwoju osobistego i duchowego.
Jednym
z poruszonych przez Meszuge tematów jest kwestia czasu lub inaczej jego braku…
Jakże
często powtarzamy to „magiczne” zdanie: „nie
mam czasu”. Chyba każdemu z nas to się zdarza. Istnieje wiele rzeczy, które
chcielibyśmy w życiu zrobić ale najczęściej rozbijają się one o to tanie
kłamstwo: „nie mam czasu”. Tak, bo stwierdzenie: „nie mam czasu” jest po prostu
w większości przypadków kłamstwem. „Nie mam czasu jest uproszczoną do granic
możliwości odpowiedzią albo zwykłą myślą, która świadczy o naszych priorytetach
w wielu różnych dziedzinach życia. „Nie mam czasu” to jeden z ważniejszych
kluczy do duchowego świata wartości człowieka, ściśle związany z inną
wartością: z uczciwością wobec samego
siebie.
Sam
osobiście zrobiłem sobie bilans spędzonego w ostatnim miesiącu czasu. Mam swoje
priorytety i do tej pory twierdziłem uparcie, że mi na nich zależy. Jednym z
nich jest własna firma związana z e-marketingiem. Niestety uparcie wmawiam
sobie, że nie mam czasu, aby solidnie się tym tematem zająć. Pracuję co prawda
bardzo dużo. Praca wraz z dojazdami zajmuje mi codziennie ok. 14 godzin. Do
swojej dyspozycji mam praktycznie w tygodniu tylko jeden dzień wolny (z
wyboru). Wracając z pracy usprawiedliwiam się tym, że jestem zmęczony i muszę
się trochę zrelaksować, włączam film i rozsiadam się wygodnie w fotelu
delektując się upojnym spotkaniem z… telewizorem.
Film
trwa ok. 1.30 h. Łatwo więc policzyć. W miesiącu daje to około 34 godzin plus 5
wolnych dni (w które zazwyczaj jeżdżę na ryby, chodzę na siłownię lub wybieram
się na długie spacery po lesie). Jeżeli jednym z moich priorytetów jest własna
firma, to jakim cudem potrafię stracić miesięcznie 34 godziny a dodatkowo kilka
wolnych dni, które mógłbym wykorzystać na to, co jest dla mnie ważne?!
Stwierdzenie „nie mam czasu” jest tutaj zwyczajnym oszukiwaniem samego siebie.
Każdy
może zrobić sobie podobny bilans. Musi być on jednak szczery i uczciwy…
Posłużę
się teraz opowiadaniem, które jasno mówi o rozsądnym gospodarowaniu
priorytetami. Opowiadanie nosi tytuł: „Jak
wypełnić dzban.”
Pewnego
razu starego profesora zaangażowano do przeprowadzenia seminarium na temat
skutecznego planowania czasu dla niewielkiej, wybranej grupy menedżerów
wielkich amerykańskich koncernów. Na ten dzień przewidziano wiele różnych
zajęć, więc profesor miał do dyspozycji zaledwie godzinę. Stojąc przed tą
elitarną grupą, gotową pilnie notować wszystko, co powie wybitny ekspert,
postanowił przeprowadzić doświadczenie. Spod katedry, zza której miał
przemawiać, wyjął spory dzban i postawił delikatnie przed sobą. Następnie wyjął
kilkanaście kamieni wielkości piłeczki tenisowej i po kolei delikatnie wkładał
je do naczynia. Gdy dzban wypełnił się już po brzegi i niemożliwe było
dorzucenie choćby jeszcze jednego kamienia, stary profesor zapytał słuchaczy:
-
Czy dzban jest pełen?
-
Tak! – Wszyscy odpowiedzieli z pewnością i przekonaniem.
Profesor
poczekał kilka sekund i upewnił się:
-
Jesteście o tym przekonani?
Kiedy
potwierdzająco kiwali głowami, wyjął spod katedry naczynie wypełnione żwirem.
Delikatnie wysypał żwir na kamienie, po czym lekko potrząsnął dzbanem. Żwir
wypełniał miejsce między kamieniami… aż do dna dzbana. Stary profesor znów
zapytał:
-
Czy dzban jest pełen?
Jednemu
z menedżerów widocznie coś już zaczęło świtać, bo odpowiedział z wahaniem:
-
Prawdopodobnie nie.
-
Dobrze… - pochwalił go profesor.
Pochylił
się jeszcze raz i wyjął naczynie z piaskiem. Z uwagą wsypywał piasek do dzbana.
Piasek zajął wolną przestrzeń między kamieniami i żwirem. Jeszcze raz zapytał:
-
Czy teraz dzban jest pełen?
Tym
razem zgodnym chórem słuchacze odpowiedzieli:
-
Nie.
-
Bardzo dobrze! – profesor wydawał się zadowolony.
Tak
jak się spodziewali, wziął karafkę wody stojącą na katedrze i wypełnił nią
dzban aż po same brzegi. Następnie spytał swoich słuchaczy:
-
Czego nauczyliście się dzięki temu doświadczeniu?
Ten
najbardziej rozgarnięty, a na dokładkę odważny, odpowiedział:
-
Doświadczenie to uczy nas, że jeśli nawet nasz kalendarz jest zapełniony,
jeżeli naprawdę chcemy i się postaramy, zawsze jeszcze możemy dorzucić więcej
spotkań, więcej rzeczy do zrobienia.
-
Nie – odpowiedział stary profesor jakby trochę rozczarowany – nie o to
chodziło. Wielka prawda, którą przedstawia to doświadczenie, jest następująca: jeśli nie włożymy do dzbana kamieni jako
pierwszych, później nie będzie to już możliwe.
Nie
potrzeba wybitnego geniuszu, by uświadomić sobie oczywistość tego stwierdzenia,
więc menedżerowie czekali, co będzie dalej. Stary profesor powiedział:
-
Tu nie chodzi o kalendarz biznesowy. Zastanówcie się, co stanowi kamienie w waszym
życiu? Zdrowie? Pokaźne konto bankowe? Może rodzina? Przyjaciele? Realizacja
marzeń? Odpoczynek? Nauka? Podróże? Może jeszcze coś innego?
Pamiętajcie,
że najważniejsze jest, by ułożyć swoje kamienie jako pierwsze we własnym życiu,
w przeciwnym wypadku ryzykujemy, że przegramy… w pewnym sensie przegramy
zarówno siebie, jak i własne życie. Jeżeli damy pierwszeństwo drobiazgom (żwir,
piasek), wypełnimy nimi życie, nie wystarczy nam czasu, by poświęcić go na
najważniejsze elementy. Zatem nie zapomnijcie sobie zadać pytania: Co stanowi „kamienie”
w moim życiu? Następnie włóżcie je do waszego dzbana na samym początku.
Najpierw sprawy
najważniejsze – Jakież
to banalne, prawda? Nie, nieprawda! Najpierw sprawy najważniejsze! Bo na te
najważniejsze nie powinno zabraknąć czasu, podczas gdy na pozostałe, mniej
ważne albo zupełnie nieistotne, braknąć może – mała strata, nie ma i nie będzie
w życiu czego żałować…
„Nie
mam czasu!” Ale czy na pewno? Czasu mamy dokładnie wszyscy tyle samo, 24 godziny
na dobę. Cała rzecz sprowadza się tylko do tego, jak ten czas i na co
postanowimy wykorzystać. Decyzje i postanowienia, które ludzie trzeźwi
podejmują świadomie.
Bardzo bym chciał zabrać
się za rozkręcanie mojego własnego biznesu ale nie mam na to czasu! – Bzdura! Nie rozwijam swojego własnego
biznesu, bo czas przeznaczony na to poświęciłem na oglądanie filmów! I to jest
prawda! Taka jest rzeczywistość!
Mówisz
komuś: Miałem zadzwonić do ciebie ale zupełnie
w tym tygodniu nie miałem czasu! – Kłamstwo! Bądź szczery wobec siebie i
drugiej osoby. Powiedz jej wprost: Nie zadzwoniłem, bo są dla mnie sprawy
ważniejsze niż kontakt z tobą…
Meszuge
celnie zauważa:
„Mam
osobistą listę priorytetów, którym zgodnie ze zdrowym rozsądkiem i w miarę
możliwości, powinienem poświęcać najwięcej czasu. Jeżeli najważniejsza jest dla
mnie gra w bilard z kolegami i właśnie to przemiłe zajęcie pochłania mi prawie
każdą wolną chwilę, to przecież wszystko jest w porządku.
Natomiast
jeżeli upieram się, że najważniejsze są dzieci, a następnie cały swój czas
przeznaczam na bilard… Jeśli niekwestionowanym priorytetem na mojej liście jest
czytanie książek, ale swój czas przeznaczam na telewizję… Jeśli najważniejsza
jest dla mnie rodzina, ale każdą chwilę spędzam na rybach… To chyba bardzo
mocno coś jest nie w porządku z moją psychiką (umysłem) i duszą. Jeżeli na
dokładkę obłudnie twierdzę, że te książki to ja bym bardzo chciał, ale nie mam
czasu (a przeznaczyłem go na telewizję), to już ewidentnie oszukuję. Fakt, że
innych, to drobiazg – gorzej, że siebie.
Wmawiając
sobie, że nie mogę robić tego, co bardzo lubię, a nie mogę, bo nie mam czasu,
sam siebie stawiam w pozycji nieszczęśliwca, człowieka niespełnionego,
zawiedzionego, rozczarowanego i sfrustrowanego, ale co najgorsze – na własne
życzenie.
„Nie
mam czasu”, to przerzucanie na kogoś albo jakieś czynniki zewnętrzne
odpowiedzialności za własne, najwyraźniej błędne, decyzje i wybory dotyczące
gospodarowania czasem.
Zaburzona
sfera duchowa – to jest nierozpoznany albo zafałszowany, albo jedno i drugie,
świat wartości i priorytetów, brak zgodności i harmonii tego, w co rzekomo
wierzę, z tym co naprawdę robię i wybieram, a do tego oszukiwanie samego siebie
– uniemożliwia dobry kontakt z rzeczywistością.
Konsekwencja
takiego stanu rzeczy jest zawsze taka sama: przegrane życie – oczywiście w
bardzo szerokim znaczeniu tego określenia, bo to i zawody, i rozczarowania, i
gorycz, i frustracja, i brak spełnienia, satysfakcji, szczęścia…”
A
czym są Twoje „kamienie”?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli spodobał Ci się post, udostępnij go innym. Dziękuję :-)