poniedziałek, 22 sierpnia 2016

"Nie mam czasu" - Realny problem czy tania wymówka?!





Ostatnio rozczytuję się w refleksjach autora, piszącego pod dosyć intrygującym pseudonimem „Meszuge”. „Meszuge w języku jidysz oznacza wariata. Najczęściej określenie to ma charakter pejoratywny, jednak czasem meszuge, to może być także ekscentryczny dziwak, oryginał, człowiek, który widzi to, co dla innych pozostaje niewidzialne…


Kim jest ów „Meszuge”? „Meszuge”, to pseudonim artystyczny polskiego pisarza, eseisty i blogera, człowieka, który miał dosyć „ślizgania się po powierzchni życia” i wyruszył na poszukiwanie rzeczywistości w czystej jej postaci. W swojej znakomitej pod względem prostoty i trafności myśli książce: „Przebudzenie. – Droga do świadomego życia.”, Meszuge dotyka podstawowych problemów, z którymi chyba wszyscy borykamy się na co dzień, a nad którymi tak mało się zastanawiamy. Powtarzamy wyuczone schematy, dla wygody ulegamy „samookłamywaniu się”, żyjemy iluzjami i przekonaniami, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Idziemy na kompromis z wygodą, kłamstwem, egoistycznymi zachciankami…

W swojej twórczości, Meszuge demaskuje te skłonności, poszukując czystej rzeczywistości, gdyż dopiero ta pokazuje nam, kim naprawdę jesteśmy. Meszuge porusza problematykę uzależnień, szeroko pojmowanego rozwoju osobistego, Programu Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików, świadomego życia, miłości oraz duchowości. Otwiera nam oczy na wydawałoby się banale ale jakże ważne sprawy dla naszego rozwoju osobistego i duchowego.

Jednym z poruszonych przez Meszuge tematów jest kwestia czasu lub inaczej jego braku…
Jakże często powtarzamy to „magiczne” zdanie: „nie mam czasu”. Chyba każdemu z nas to się zdarza. Istnieje wiele rzeczy, które chcielibyśmy w życiu zrobić ale najczęściej rozbijają się one o to tanie kłamstwo: „nie mam czasu”. Tak, bo stwierdzenie: „nie mam czasu” jest po prostu w większości przypadków kłamstwem. „Nie mam czasu jest uproszczoną do granic możliwości odpowiedzią albo zwykłą myślą, która świadczy o naszych priorytetach w wielu różnych dziedzinach życia. „Nie mam czasu” to jeden z ważniejszych kluczy do duchowego świata wartości człowieka, ściśle związany z inną wartością: z uczciwością wobec samego siebie.

Sam osobiście zrobiłem sobie bilans spędzonego w ostatnim miesiącu czasu. Mam swoje priorytety i do tej pory twierdziłem uparcie, że mi na nich zależy. Jednym z nich jest własna firma związana z e-marketingiem. Niestety uparcie wmawiam sobie, że nie mam czasu, aby solidnie się tym tematem zająć. Pracuję co prawda bardzo dużo. Praca wraz z dojazdami zajmuje mi codziennie ok. 14 godzin. Do swojej dyspozycji mam praktycznie w tygodniu tylko jeden dzień wolny (z wyboru). Wracając z pracy usprawiedliwiam się tym, że jestem zmęczony i muszę się trochę zrelaksować, włączam film i rozsiadam się wygodnie w fotelu delektując się upojnym spotkaniem z… telewizorem.

Film trwa ok. 1.30 h. Łatwo więc policzyć. W miesiącu daje to około 34 godzin plus 5 wolnych dni (w które zazwyczaj jeżdżę na ryby, chodzę na siłownię lub wybieram się na długie spacery po lesie). Jeżeli jednym z moich priorytetów jest własna firma, to jakim cudem potrafię stracić miesięcznie 34 godziny a dodatkowo kilka wolnych dni, które mógłbym wykorzystać na to, co jest dla mnie ważne?! Stwierdzenie „nie mam czasu” jest tutaj zwyczajnym oszukiwaniem samego siebie.
Każdy może zrobić sobie podobny bilans. Musi być on jednak szczery i uczciwy…

Posłużę się teraz opowiadaniem, które jasno mówi o rozsądnym gospodarowaniu priorytetami. Opowiadanie nosi tytuł: „Jak wypełnić dzban.”

Pewnego razu starego profesora zaangażowano do przeprowadzenia seminarium na temat skutecznego planowania czasu dla niewielkiej, wybranej grupy menedżerów wielkich amerykańskich koncernów. Na ten dzień przewidziano wiele różnych zajęć, więc profesor miał do dyspozycji zaledwie godzinę. Stojąc przed tą elitarną grupą, gotową pilnie notować wszystko, co powie wybitny ekspert, postanowił przeprowadzić doświadczenie. Spod katedry, zza której miał przemawiać, wyjął spory dzban i postawił delikatnie przed sobą. Następnie wyjął kilkanaście kamieni wielkości piłeczki tenisowej i po kolei delikatnie wkładał je do naczynia. Gdy dzban wypełnił się już po brzegi i niemożliwe było dorzucenie choćby jeszcze jednego kamienia, stary profesor zapytał słuchaczy:

- Czy dzban jest pełen?
- Tak! – Wszyscy odpowiedzieli z pewnością i przekonaniem.
Profesor poczekał kilka sekund i upewnił się:
- Jesteście o tym przekonani?
Kiedy potwierdzająco kiwali głowami, wyjął spod katedry naczynie wypełnione żwirem. Delikatnie wysypał żwir na kamienie, po czym lekko potrząsnął dzbanem. Żwir wypełniał miejsce między kamieniami… aż do dna dzbana. Stary profesor znów zapytał:
- Czy dzban jest pełen?
Jednemu z menedżerów widocznie coś już zaczęło świtać, bo odpowiedział z wahaniem:
- Prawdopodobnie nie.
- Dobrze… - pochwalił go profesor.
Pochylił się jeszcze raz i wyjął naczynie z piaskiem. Z uwagą wsypywał piasek do dzbana. Piasek zajął wolną przestrzeń między kamieniami i żwirem. Jeszcze raz zapytał:
- Czy teraz dzban jest pełen?
Tym razem zgodnym chórem słuchacze odpowiedzieli:
- Nie.
- Bardzo dobrze! – profesor wydawał się zadowolony.
Tak jak się spodziewali, wziął karafkę wody stojącą na katedrze i wypełnił nią dzban aż po same brzegi. Następnie spytał swoich słuchaczy:
- Czego nauczyliście się dzięki temu doświadczeniu?
Ten najbardziej rozgarnięty, a na dokładkę odważny, odpowiedział:
- Doświadczenie to uczy nas, że jeśli nawet nasz kalendarz jest zapełniony, jeżeli naprawdę chcemy i się postaramy, zawsze jeszcze możemy dorzucić więcej spotkań, więcej rzeczy do zrobienia.
- Nie – odpowiedział stary profesor jakby trochę rozczarowany – nie o to chodziło. Wielka prawda, którą przedstawia to doświadczenie, jest następująca: jeśli nie włożymy do dzbana kamieni jako pierwszych, później nie będzie to już możliwe.

Nie potrzeba wybitnego geniuszu, by uświadomić sobie oczywistość tego stwierdzenia, więc menedżerowie czekali, co będzie dalej. Stary profesor powiedział:
- Tu nie chodzi o kalendarz biznesowy. Zastanówcie się, co stanowi kamienie w waszym życiu? Zdrowie? Pokaźne konto bankowe? Może rodzina? Przyjaciele? Realizacja marzeń? Odpoczynek? Nauka? Podróże? Może jeszcze coś innego?

Pamiętajcie, że najważniejsze jest, by ułożyć swoje kamienie jako pierwsze we własnym życiu, w przeciwnym wypadku ryzykujemy, że przegramy… w pewnym sensie przegramy zarówno siebie, jak i własne życie. Jeżeli damy pierwszeństwo drobiazgom (żwir, piasek), wypełnimy nimi życie, nie wystarczy nam czasu, by poświęcić go na najważniejsze elementy. Zatem nie zapomnijcie sobie zadać pytania: Co stanowi „kamienie” w moim życiu? Następnie włóżcie je do waszego dzbana na samym początku.

Najpierw sprawy najważniejsze – Jakież to banalne, prawda? Nie, nieprawda! Najpierw sprawy najważniejsze! Bo na te najważniejsze nie powinno zabraknąć czasu, podczas gdy na pozostałe, mniej ważne albo zupełnie nieistotne, braknąć może – mała strata, nie ma i nie będzie w życiu czego żałować…

„Nie mam czasu!” Ale czy na pewno? Czasu mamy dokładnie wszyscy tyle samo, 24 godziny na dobę. Cała rzecz sprowadza się tylko do tego, jak ten czas i na co postanowimy wykorzystać. Decyzje i postanowienia, które ludzie trzeźwi podejmują świadomie.

Bardzo bym chciał zabrać się za rozkręcanie mojego własnego biznesu ale nie mam na to czasu! – Bzdura! Nie rozwijam swojego własnego biznesu, bo czas przeznaczony na to poświęciłem na oglądanie filmów! I to jest prawda! Taka jest rzeczywistość!
Mówisz komuś: Miałem zadzwonić do ciebie ale zupełnie w tym tygodniu nie miałem czasu! – Kłamstwo! Bądź szczery wobec siebie i drugiej osoby. Powiedz jej wprost: Nie zadzwoniłem, bo są dla mnie sprawy ważniejsze niż kontakt z tobą…

Meszuge celnie zauważa:
„Mam osobistą listę priorytetów, którym zgodnie ze zdrowym rozsądkiem i w miarę możliwości, powinienem poświęcać najwięcej czasu. Jeżeli najważniejsza jest dla mnie gra w bilard z kolegami i właśnie to przemiłe zajęcie pochłania mi prawie każdą wolną chwilę, to przecież wszystko jest w porządku.

Natomiast jeżeli upieram się, że najważniejsze są dzieci, a następnie cały swój czas przeznaczam na bilard… Jeśli niekwestionowanym priorytetem na mojej liście jest czytanie książek, ale swój czas przeznaczam na telewizję… Jeśli najważniejsza jest dla mnie rodzina, ale każdą chwilę spędzam na rybach… To chyba bardzo mocno coś jest nie w porządku z moją psychiką (umysłem) i duszą. Jeżeli na dokładkę obłudnie twierdzę, że te książki to ja bym bardzo chciał, ale nie mam czasu (a przeznaczyłem go na telewizję), to już ewidentnie oszukuję. Fakt, że innych, to drobiazg – gorzej, że siebie.

Wmawiając sobie, że nie mogę robić tego, co bardzo lubię, a nie mogę, bo nie mam czasu, sam siebie stawiam w pozycji nieszczęśliwca, człowieka niespełnionego, zawiedzionego, rozczarowanego i sfrustrowanego, ale co najgorsze – na własne życzenie.
„Nie mam czasu”, to przerzucanie na kogoś albo jakieś czynniki zewnętrzne odpowiedzialności za własne, najwyraźniej błędne, decyzje i wybory dotyczące gospodarowania czasem.

Zaburzona sfera duchowa – to jest nierozpoznany albo zafałszowany, albo jedno i drugie, świat wartości i priorytetów, brak zgodności i harmonii tego, w co rzekomo wierzę, z tym co naprawdę robię i wybieram, a do tego oszukiwanie samego siebie – uniemożliwia dobry kontakt z rzeczywistością.

Konsekwencja takiego stanu rzeczy jest zawsze taka sama: przegrane życie – oczywiście w bardzo szerokim znaczeniu tego określenia, bo to i zawody, i rozczarowania, i gorycz, i frustracja, i brak spełnienia, satysfakcji, szczęścia…”


A czym są Twoje „kamienie”?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli spodobał Ci się post, udostępnij go innym. Dziękuję :-)